czwartek, 12 lutego 2015

Akademia Au Pair

Przed wyjazdem obserwowałam kilka grup na facebooku, gdzie dziewczyny między innymi wpisywały daty wylotów do USA. Wylot 3 listopada miałam tylko ja, dlatego nie spodziewałam się towarzystwa innych Polek na szkoleniu. Na lotnisku JFK zaczepiła mnie jednak dziewczyna, którą widziałam wcześniej na Okęciu. Okazało się, że też przyleciała na szkolenie z Au Pair Care.Od razu, poczułam się mniej samotna . Szybko dołączyły do nas kilka dziewczyn z Czech, Szwecji, Francji i kilku innych krajów europejskich, bo jak się okazało z Brukseli leciałyśmy jednym samolotem. Na lotnisku czekał na nas przedstawiciel Au Pair Care, który zabrał nas busem do hotelu w New Jersey. W drodze siedziałam z nową koleżanką z Polski A., z którą szybko złapałam dobry kontakt. Moje pierwsze wrażenia o USA były naprawdę niesamowite. Wszystko tu jest większe niż w Europie, samochody, drogi, sklepy…ludzie też :p. Generalnie krajobraz wyglądał mniej więcej tak jak się spodziewałam. Jak z amerykańskich filmów ;) Sam hotel, był w porządku, ale po Hiltonie spodziewałam się troszkę więcej. Pierwszy wieczór, miał być poświęcony na zapoznanie z innymi uczestnikami szkolenia, co było przeciekawym doświadczeniem jako że byli to ludzie prawie z całego świata. Sporo dziewczyn było z Europy, ale jednak większość stanowiła grupa dziewczyn z Ameryki Południowej, było nawet kilka Azjatek. O wyborze współlokatora do pokoju mogliśmy zapomnieć. Wszystko było wcześniej ustalone, a z założenia nasi współlokatorzy w przyszłości mieli mieszkać w pobliżu nas. Moją współlokatorką okazała się Brazylijka, która była bardzo miła i uśmiechnięta, ale miała jedną wadę- prawie nie mówiła po angielsku. Te pierwsze dni to także szok kulturowy. Tak naprawdę dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że przyjechałam w do obcego kraju sama i zostawiłam wszytko co znam i kocham tysiące kilometrów od siebie. Kompletne wariactwo. Następne 3 dni, miały być w większości poświęcone szkoleniom. W większości zajęcia były przyjemne, nauczyłam się sporo ciekawych rzeczy, np. jak porządnie robić CPR. Na zajęciach często byliśmy w różnych grupach, co wymagało rozmawiania ze wszystkimi uczestnikami i szkoleniu języka. Chyba najczęściej rozmawiałam ze Szwedkami i Niemkami, bo dziewczyny z Ameryki Południowej trzymają się raczej razem, głównie dlatego, że często słabo mówią po angielsku. Drugiego dnia, po zajęciach mieliśmy możliwość wykupienia wycieczki do NY z przewodnikiem. Kosztowała chyba około 35 dolców. Obie z A. i innymi dziewczynami wybrałyśmy się na nią, jako, że powiedziano nam że to jedyna okazja. Wycieczka zaczynała się o godz. 17 co w listopadzie jest dość słabym pomysłem, bo ciężko cokolwiek z obaczyć kiedy na zewnątrz jest ciemno, po za tym w godzinach szczytu podróż nie jest zbyt przyjemna. Generalnie większość czasu niestety spędziliśmy w autokarze. Później szybki spacer w okolicach Rockefeller Center, Ground Zero i Time Square. Time Square robi jednak niesamowite wrażenie i akurat w tym przypadku wieczorem najbardziej widać jego urok. Momentami widok tych wszystkich reklam i neonów nieco przytłacza, ale jednak wrażenie jest wspaniałe. Na Time Square spędziliśmy około 45 minut, więc był czas na zdjęcia, kupienie pamiątek i zjedzenie czegoś. Co do zdjęć, warto pamiętać, że te wszystkie przebrane postacie” statuy wolności, amerykańscy policjanci tylko czekają aż zrobisz im zdjęcie. Później policzą sobie za to słoną cenę, więc nie polecam. Generalnie, mimo tego że spodziewałam się, że więcej wyciągnę z tej wycieczki, Nowy Jork i tak zrobił na mnie przeogromne wrażenie. Oto kilka zdjęć :)
Następnego dnia, okazało się, że nie była to jedyna okazja żeby pojechać do NY, ponieważ „zapominano” nam powiedzieć, że można wybrać się za połowę mniejszą kwotę, tylko bez przewodnika, za to z o wiele dłuższym czasem wolnym. Dlatego tę pierwszą wycieczkę polecam dziewczynom które słabo znają angielski, boją się że mogą się zgubić, lub cenią sobie wycieczki z przewodnikiem. Jeżeli o mnie chodzi gdybym wiedziała o tej drugiej opcji wcześniej, na pewno bym ją wybrała. Ostatniej nocy z A., i kilkoma innymi osobami zrobiliśmy sobie wieczór pożegnalny:p
W kwestii jedzenia, Au Pair Care proponuje śniadania i lunche. Obiad można było sobie wykupić, jednak ceny ok 15 $ dla mnie były dość odstraszające. Śniadania były zwykle kontynentalne, więc słodkie bułki, słodkie jogurty, słodkie naleśniki ze słodkim sosem. Mam to szczęście albo nieszczęście że nie bardzo lubię słodycze, więc szybko przekonałam się, że Amerykańskie jedzenie mnie nie zachwyci. Na parterze hotelu, był też Starbucks, więc na przerwach chodziły tam prawdziwe pielgrzymki. Z lunchami, było trochę lepiej bo zwykle proponowali jakieś mięso, warzywa i frytki lub coś podobnego. Z brakiem obiadu, niektórzy radzili sobie wynosząc jedzenie w kubeczkach po kawie. Muszę przyznać, że zdarzało mi się w ten sposób zachowywać jakieś owoce na wieczór. Poniżej typowy lunch:
Ostatniego dnia, mieliśmy krótkie zajęcia, po których podzielono nas na grupy i zawieziono na lotniska. Ja leciałam z moją brazylijską współlokatorką i drugą dziewczyną. Virginia z lotu ptaka wyglądała świetnie, tak jak wcześniej słyszałam ten stan słynie z pięknego ubarwienia drzew na jesieni. Faktycznie, drzewa wyglądały na czerwone. Tutaj lotnisko i nasz samolot:
I widoki :):
Na lotnisku, mocno już zestresowana z bagażem ruszyłam w stronę hali przylotów. Za moment zobaczyłam host mum L. Przywitała mnie serdecznie i ruszyłyśmy w stronę domu. W drodze na szczęścienie było długich momentów niezręcznej ciszy, dość szczerze opowiadała o dzieciach i o sobie. Okazało się, że ich dom stoi w okolicach drogi szybkiego ruchu, więc bez samochodu ani rusz. Minęłyśmy też kilka centrów handlowych, siłownię. Pierwsze wrażenia z pobytu u rodziny opiszę w następnym poście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz