sobota, 21 marca 2015

Floryda #2. Miami

Miami to jedno z najcudowniejszych miejsc w jakich byłam (chyba bardziej podobało mi się tylko Sydney). Dotarłyśmy tam w nocy, ale nawet podczas podróży Uberem do hotelu, mogłam się przekonać, że miasto jest niesamowite. Najbardziej urzekły mnie wtedy szerokie ulice z wysepkami, na których rosły palmy. Dokładnie jak w tym clipie:
https://www.youtube.com/watch?v=DVHoVXzthY0

Widok na rozświetlone Downtown z mostu łączącego Miami Beach z lądem też robiło wrażenie
Nasz hotel znajdował się w Miami Beach, więc żeby dostać się na plaże, wystarczyło przejść przez niezbyt ruchliwą ulicę. W okolicy znajdowało się wszystko czego potrzebowałyśmy: supermarket, apteka, kilka sklepów i liquor store :D. Pierwszego i drugiego dnia zwiedzałyśmy najbliższa okolice i  South Beach. South Beach to najpiękniejsza (według mnie) i najbardziej uczęszczana przez turystów część Miami. Znajdują się tam kluby (do których nie mogłyśmy iść, bo moje koleżanki są underaged), restauracje i butki ( drogie, jak to zwykle bywa).

okolice naszego hotelu

Główny deptak South Beach- Lincoln Road. Jest to strefa dla pieszych, przecinana jedynie przez ulice na których jest dozwolony ruch kołowy. Znajduje się tam wiele restauracji, kawiarni, butików i klubów. Zdjęcie niestety nie oddaje uroku tego pięknego miejsca.


    Plaże w Miami Beach i South Beach to wymarzone miejsce na wypoczynek- są szerokie i piaszczyste, a woda w oceanie ciepła. Ciekawe są budki ratowników pomalowane na różne kolory.




 South Beach- Lummus Park.

 Dzielnica w stylu Art Deco i lat 50 XX wieku. To chyba najpiękniejsza część South Beach, pełna klubów i restauracji. Tutaj wszędzie widać przepych, piękne samochody..
Typowy radiowóz policji z Miami Beach. Zawsze chciałam mieć takie zdjęcie, lata gry w GTA Vice City zrobiły swoje :p
South Pointe Park

My, podróżniczki i Southernmost point of South Beach


 Miami nocą 
Drugiego dnia naszego pobytu w Miami pogoda była naprawdę świetna. Korzystając ze słońca i wysokiej temperatury wyruszyłyśmy na plażę, gdzie spędziłyśmy kilka godzin opalając się i pływając. Okazało się, że faktor 15 z bronzerem to samobójstwo dla mojej jaśniutkiej cery. Oczywiście skończyłam z poparzeniami na całym ciele. 
Pływanie w turkusowej, dość ciepłej wodzie może być przyjemne, ale radzę uważać na Portugese Man-O-War. Jest to meduza, która może boleśnie sparzyć, a wiosną jest ich najwięcej. Ja poczułam tylko ukucie, ale bolało to dobrą godzinę.
Trzeciego dnia, postanowiłyśmy wypożyczyć samochód i wybrać się na Key West. Key West to najbardziej wysunięta na południe wyspa z ciągu wysepek zwanych Keys. Odległość od Miami do Key West to około 160 mil. Droga na Key West jest bardzo znana, przez jej oryginalność. Na Key West podróżuje się dwupasmową drogą przez kolejne wysepki, a częściowo mostami mając po obu stronach drogi błękitny ocean... Widoki są naprawdę niesamowite.
My, znalazłyśmy tylko jedną wypożyczalnię samochodów, która oferowała usługi osobom poniżej 25 lat. Był to Fox Rentals. Miałyśmy wybór pomiędzy Toyotą Yaris a typowo amerykańskim kabrioletem. Wybór padł na Chevroleta Camaro. Prowadzenie tego samochodu było naprawdę świetną zabawą, mimo że większość trasy musiałyśmy jechać z zamkniętym dachem.
 Tak wygląda szczęście :P


Droga na Key West zajmuję kilka godzin, bo jest sporo ograniczeń prędkości :( 


Możliwość zrobienia zdjęcia takiego jak te jest niewielka, bo spora część drogi jest odgrodzona od oceanu betonowym murkiem. 



Key West powitało nas malowniczymi, ale dość wąskimi uliczkami. Widoki były naprawdę zapierające dech w piersiach.





 Podobno nad Key West ciąży Indiańska klątwa, która mówi, że kto odwiedzi tą wyspę, będzie chciał tam wrócić. Na mnie zadziałała na pewno.  


  Z Key West jest już tylko 90 mil do Kuby. Jacyś chętni do przepłynięcia?





Na Key West chciałyśmy  zobaczyć dom Ernesta Hemingwaya, niestety wstęp nawet do ogrodu jest płatny. Po kilku godzinach spaceru po pięknym Key West, ruszyłyśmy w drogę powrotną, więc mogłam poszaleć blisko 400 konnym Camaro :)

Następnego dnia spotkała nas przykra niespodzianka. Zgubiłyśmy drogę do wypożyczalni samochodu i za 4 minuty spóźnienia musiałyśmy dopłacić 70 dolarów.
Lot powrotny miałyśmy dopiero pod wieczór, więc wybrałyśmy się jeszcze do kubańskiej dzielnicy Little Havana.





 Na głównej ulicy, Calle Ocho znajduje się aleja gwiazd latynoamerykańskich
 Nawet McDonald's jest utrzymany w kubańskim klimacie
Przy Calle Ocho stoją koguty pomalowane na różne kolory i w różne wzory
Little Havana jest warta zobaczenia, ale nie polecam chodzić tam po zmierzchu- nawet w dzień byłyśmy cały czas obiektami zaczepek. 

Wieczorem, zmęczone wróciłyśmy do Waszyngtonu.
Miami jest naprawdę przecudownym miejscem i jedyną rzeczą ktorej szczerze żałuję, to to że nie mogłam tam zostać dłużej. Jeden dzień na Key West to zdecydowanie za mało, a myślę, że w Miami też  nie zdążyłyśmy odkryć wszystkich uroków tego miasta. Mam wieelką nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś tam wrócić. 

2 komentarze:

  1. Dużo płaciłyście za hotel ? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za 3 dni na Miami Beach (przy jednej z głównych ulic) 580 dolarów na 3 osoby, więc cena dość konkurencyjna. Hotel nazywał się Lombardy Inn :)

    OdpowiedzUsuń