poniedziałek, 16 marca 2015

Trip to Florida: #1. Orlando

Dzisiaj chciałabym opisać moją długo wyczekiwaną podróż na Florydę. Jako że odwiedziłam najpierw Orlando (World Disney World), a później Miami, a oba miejsca są naprawdę ciekawe, podzielę mój wpis na dwie części. Ta wycieczka oprócz tego, że była bajeczna nauczyła mnie kilku rzeczy :D

Ostatnie dwa miesiące przed wyjazdem były naprawdę trudne, głównie dlatego, że moje godziny pracy różniły się bardzo od mojego zwykłego rozkładu zajęć. Od stycznia do marca w Virginii było naprawdę zimno (czasem do -20 stopni), padało sporo śniegu. Sporym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że w takich sytuacjach Amerykanie zamykają szkoły, nie tylko w te najzimniejsze dni, ale nawet na całe tygodnie. W efekcie, moje host dzieci większość stycznia i lutego spędziły w domu, ze mną. Opieka nad nimi 9 godzin dziennie i słuchanie awantur starszych dziewczyn były naprawdę wykańczające. Nie wychodziłam zbyt często z domu, bo wszędzie muszę poruszać się samochodem,  a często było zbyt ślisko żeby jeździć na oponach nieprzystosowanych do takich warunków. Większość wolnego czasu spędzałam więc przed komputerem. To i ogólna tęsknota za rodziną i chłopakiem sprawiły, że przebukowałam bilet na miesiąc wcześniej, czyli na 14 kwietnia. Czasu zostało niewiele, więc uznałam, że muszę go wykorzystać na maksa. Z koleżankami Karoliną i Oliwią, które były i są dla mnie ogromnym wsparciem, postanowiłyśmy zresetować się na słonecznej Florydzie. Z Karoliną miałyśmy najpierw polecieć do Orlando, Oliwia miała do nas dołączyć dzień później w Miami.

W piątek wyleciałyśmy do Orlando, skąd miałyśmy wziąć Uber do hotelu,  Po wylądowaniu okazało się, że nasz plan był dość słaby bo w pobliżu lotniska nie ma kompletnie żadnych Uberów. O 1 w nocy opcje miałyśmy ograniczone, więc musiałyśmy zadowolić się zwykłą taksówką (która z resztą słono kosztowała). Tutaj rada numer jeden: dobrze jest ogarnąć transport przed wylotem, a nie liczyć że jakoś to będzie :p
Rano, z hotelu do WDW zabrał nas darmowy bus. Zostawiłyśmy bagaże w przechowalni na terenie parku i ruszyłyśmy do zabawy :)












Po przekroczeniu bramy parku, od razu obudziło się we mnie dziecko :). Nie była to co prawda moja pierwsza moja wizyta w parku Disneya. W liceum odwiedziłam podparyski Disneyland, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale w porównaniu z nim ten w Orlando jest naprawdę ogromny. Składa się z kilku parków, podzielonych tematycznie. Są to: Magic Kingdom, Animal Kingdom, Hollywood Studio i dwa wodne. Między parkami można poruszać się monorailem (polecam), busami lub statkiem (dłuższa opcja).  
My, już wcześniej kupiłyśmy bilet do Magic Kingdom  czyli najbardziej znanego parku, tego ze słynnym zamkiem. Bilet kosztował nas 110 $ za osobę. Park podzielony jest na kilka części (Adevntureland, Tomorrowland, Frontierland i Fantasyland). Wszystkie wyglądają naprawdę świetnie.
 Już od samego wejścia, na Main Street (głównej "ulicy" gdzie zwykle odbywają się parady disneyowskich postaci), można poczuć świetną, bajkową atmosferę. Znajdują się tam restauracje i sklepy z zabawkami, pamiątkami i słodyczami. Generalnie ceny są dość wysokie, więc np. za okropnego hot doga zapłaciłam koło 10 dolarów.
W centrum parku znajduje się słynny zamek, (obecnie najlepsza miejscówka do robienia zdjęć:p). To on łączy ze sobą, wszystkie "landy". Ja i Karolina chciałyśmy oczywiście zobaczyć jak najwięcej, ale najbardziej zainteresowane byłyśmy Rollercoasterami. Szczególnie polecam: "Splash Mountain" - wodny rollercoaster (można trochę się zmoczyć, ale wrażenia są tego warte), Big Thunder Mountain Raiload i moj ulubiony, Space Mountain. Space Mountain jest dość hardcorowy, polecam go dla ludzi takich jak ja- kochających adrenalinę :). W parku jest też sporo pokazów, karuzeli, przedstawień, więc nie sposób się tam nudzić. Nawet cały dzień to za mało żeby zobaczyć i doświadczyć wszystkiego.

Parki Disneya, są znane z jeszcze jednej rzeczy- długich kolejek do prawie wszystkich atrakcji. Np. żeby przejechać się rollercoasterem w Space Mountain trzeba poczekać sobie około godziny. Disney World oferuje kartę Fast Pass, która kosztuje mniej więcej drugie tyle co bilet, ale pozwala korzystać z atrakcji bez czekania. Może wydawać się to atrakcyjne, ale z moich obserwacji wynika, że czas oczekiwania, podawany przez park jest zwykle mocno zawyżony. Np. zamiast zapowiadanych 30 minut oczekiwania, zwykle jest to tylko 10 lub 15.

Po kilku godzinach zabawy ruszyłyśmy w stronę wyjścia, bo wieczorem miałyśmy jechać Megabusem do Miami. Oczywiście  powrót był pełen przygód :P Krótko mówiąc z Disney Worldu wyjeżdżałyśmy  Uberem już spóźnione na odprawę, Kierowca zlitował się nad nami i jechał na złamanie karku, łamiąc większość przepisów i tylko dzięki temu byłyśmy niewiele spóźnione, więc ubłagałyśmy kierowcę Megabusa, żeby pozwolił nam jechać. Tutaj nauczka numer dwa, zawsze bierz pod uwagę korki, wypadki itp :p
Po kilku godzinach jazdy dotarłyśmy w końcu do gorącego Miami... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz